Słyszeliście kiedyś o Percy Jacksonie? To mój przyjaciel. Poznałam go dwa miesiące temu w czerwcu, to był porąbany miesiąc a wszystko zaczęło się, kiedy na lekcji wf rzuciłam koleżankę na drugi koniec boiska...
Ale najpierw się poznajmy. Nazywam się Monika Pilch mam 12 lat i mieszkam w Krakowie.
Kiedy się zaczęło była połowa czerwca, jak zwykle w tym czasie było ciepło i parnie. Po kilku mniej lub bardziej ciekawych lekcjach: na matmie uczyliśmy się o polach trapezów, na polskim oddawaliśmy obrazy o tematyce lektury, którą wtedy omawialiśmy, na historii pani mówiła o Andegawenach, (po co to, komu potrzebne). Wreszcie przyszła pora na wf. Kiedy już się przebraliśmy zaczęły się obowiązkowe rozmowy.
- Jak myślisz, co będziemy robić? - Zapytał Jack - Jeżeli będziemy biegać to ja protestuje!
- Spoko Jack przeżyjesz - zapewniłam go.
Trochę o Jacku. To bardzo chudy i dziwny chłopak. Chodzi tak jakby szedł po szkle. Jest jaroszem i czasami wydaję z siebie dziwne odgłosy. Chyba już dojrzewa, bo ma trądzik i długą kozią bródkę.
Zalety: ma super oceny z przyrody i ochrony środowiska. Bardzo nie lubi biegać.
- O tak Jack przeżyjesz, kiedy po przebiegnięciu 2 metrów zemdlejesz uratuję Cię nie bój się – usłyszeliśmy głos za plecami.
O matko to Natalia klasowa pięknisia. Codziennie przychodzi do szkoły w markowych ciuchach i z 5 kilogramami makijażu na twarzy.
Zalety: brak.
Dzisiaj ubrana była, (choć mieliśmy mieć wf to i tak była ubrana inaczej nie wiem jak to się stało) w niebieską bluzkę z dużym dekoltem, granatowe jeansy i niebieski trampki (jak smerf). Natalia jest szatynką i ma czerwone oczy (nie żartuje, nawet w
legitymacji ma napisane kolor oczu: czerwone).
- Spadaj Natala – burknęłam.
- Bo co? – wysyczała - Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?
Już miałam jej powiedzieć, że wygląda jak albinoski smerf, kiedy usłyszałam dudniący głos:
- No dobra dzieciaki idziemy!
To był nasz wuefista pan Wcześnik. Dobra czas iść na boisko. Kiedy wyszliśmy pan kazał nam zrobić 2 kółka wokół boiska.
- Biedny Jack - powiedziałam na widok męczącego się kolegi.
- Skoro Ci go tak żal to biegnij ratować swojego chłopaka - odpowiedziała Natalia.
- To nie mój chłopak - wysyczałam przez zęby.
- Serio a szkoda pasujecie do siebie idealnie dwie klasowe łamagi.
Część klasy wybuchła śmiechem. Ale ja nie zwracałam na to uwagę wpatrywałam się z wściekłością w Natalię. Nagle pociemniało wokół zaczęła zbierać się niebieska mgła. Wrzasnęłam granatowe światło uderzyło w Natalię. Poleciała na drugi koniec boiska.
Wszyscy patrzyli na mnie z osłupieniem. Spojrzałam na Jack’a. Było na niej widać przerażenie i zaciekawienie. Przyglądałam się mu chwile. W końcu odważyłam się spojrzeć w stronę Natalii, ale to, co zobaczyłam wprawiło mnie w osłupienie. Wstała i wpatrywała się we mnie z wściekłością. Nagle jej postać zafalowała i wyglądała kompletnie inaczej. Jej oczy nadal były czerwone, ale włosy zamiast brązowych były czerwone i wyglądały jak płomienie, skórę miała jasno niebieską a na sobie miała długą białą sukienkę paznokcie miała nienaturalnie długie. Wpatrywała się we mnie z nienawiścią w oczach, ale w pewnym momencie spojrzała na siebie i chyba dopiero wtedy zauważyła, że tak dziwnie wygląda. Zacisnęła oczy i zmieniła postać. Znowu wyglądała jak stara Natalia. Ale to, co wcześniej zobaczyłam ta postać wyryła mi się
w mózgu. Jakby dopiero wtedy reszta klasy zauważyła, że Natalia się podniosła.
Podbiegli do niej i pytali:
- Nic Ci się nie stało- pytali.
- Oprócz tego, że złamała paznokieć to nic – burknęłam.
- Nie nic - odpowiedziała - Chyba nic - wysyczała patrząc na mnie.
Już miałam jej coś odgryźć, gdy usłyszałam głos Wcześnika:
- Pilch do dyrektora!
Po tym jak już wysłuchałam wykładu dyrektora, o tym, że mogłam zrobić biednej Natalii krzywdę (postarałam się powstrzymać od komentarza typu: tymi pazurami to ona może orać pole) wyszłam z gabinetu nie zastanawiając się ile czasu spędziłam u dyra, kiedy zobaczyłam Jack’a. Stał przy parapecie jedząc pora i czytając książkę pt. ”Przyroda dla bystrzaków”
- Cześć! – powiedział - Jak było?
- A jak mogło być? – burknęłam – okropnie.
- O co pytał? - nie dawał za wygraną ruszyliśmy w stronę wyjścia.
- Możemy o tym nie rozmawiać - powiedziałam – proszę.
- Okej - zgodził się, ale wiedziałam, że nie chętnie - twoja mama czeka na ciebie w samochodzie.
Zatrzymałam się moja mama nie przyjeżdża po mnie we wtorki.
- Jak to dzisiaj jadę sama do domu - odpowiedziałam.
- Nie po tym co zrobiłaś na wf - powiedział rozglądając się w około - powiedział, że woli sama Cię zabrać.
- Skąd ty to wiesz? - zapytałam z podejrzliwościom w głosie.
- Ja... No.... Tego - jąkał się nieziemsko - to ja jej powiedziałem - powiedział w końcu.
- Ty!? - zatrzymałam się - i co była wściekła.
- Zapytaj ją o to sama. Tam stoi - wskazał na czerwonego opla corse - to chyba ona.
-Taaa to ona.
Posępnie powlokłam się do naszego samochodu. Otworzyłam tylne drzwi (już prawnie mogłam siedzieć z przodu, ale kiedy miałam zły dzień siedziałam z tył, bo tam było więcej miejsca). Mama ruszyła przez pięć minut byłyśmy cicho w końcu mama
nie wytrzymała.
- Monika jak było w szkole? – zapytała.
- Dobrze – odpowiedziałam.
- A ja słyszałam od Jack’a coś innego. Jak było na wuefie?
Nie mogłam trzymać języka za zębami, przecież to moja mama. No, więc opowiedziałam mamie to, co się stało i pomyślałam, że mi nie uwierzy, ale przeciwnie powiedziała.
- Monika, słonko wierze Ci.
- Serio? - poczułam jakby kamień spadł mi z serca.
Teraz miałam dobry humor wyciągnęłam pokaźną książkę z plecaka i zatopiłam się w lekturze. Jednak mam taką zdolność, którą ludzkość nazwała podzielną uwagą. Kątem oka obserwowałam mamę i stwierdziłam, że od naszej rozmowy stał się jakaś nerwowa. Kiedy weszliśmy już do mieszkania pokierowała swoje kroki do szafy z walizkami. Wyjęła z niej duży plecak i zaczęła go pakować. Wpakowała tam takie rzeczy jak: bielizna, koszulki, spodnie, kosmetyki itd. Zainteresował mnie szeroki na jakieś 10 cm. pas z nacięciami co jakieś 2 mm. Kiedy mama skończyła mnie już pakować ledwie zapięła plecak.
- Po co mi to? - spytałam.
- Wyjeżdżasz - odpowiedziała idąc w kierunku salonu - Jack pojedzie razem z tobą będzie za 10 minut.
Już miałam zapytać co ma do tego Jack gdy mama podeszła do mnie z czymś w ręku. Był to srebrny łańcuszek ze srebrnym kwiatem o granatowym środku.
- To prezent od twojego taty – powiedziała - Chciał żebyś go nosiła.
Zanim zdążyłam dowiedzieć się więcej ktoś zdzwonił do drzwi. Na progu stał Jack.
- Mogę wejść? – zapytał grzecznie.
- Jasne - gestem zaprosiłam go do środka.
- Pani Pilch musimy iść - zwrócił się do mojej mamy.
- Dobrze weź ją, ale… - powiedział z łzami w oczach.
Nie rozumiałam co się dzieje ale zarzuciłam plecak na ramię, pożegnałam się z mamą i wyszłam. Po jakiejś godzinie byliśmy głodni i kompletnie się zgubiliśmy. Na dodatek ścigały nas wielki czarne psy . Kluczyliśmy od jednej uliczki do drugiej szukając nie wiadomo czego. W końcu trafiliśmy na ślepą uliczkę. Jack zajął się
psami a ja rozpaczliwie szukałam jakiegoś wyjścia. Nagle usłyszałam głos: Pomyśl o miejscu w jakim chciałabyś się znaleźć i potrzyj medalion . Wzięłam łańcuszek który
miałam na szyi i pomyślałam: „ Chciałabym być w bezpiecznym miejscu”.
Ledwie to zrobiłam świat zaczął się rozpływać a ja zemdlałam.
Kiedy byłam nieprzytomna, śniły mi się dziwne rzeczy. Stałam w ciemnym pomieszczeniu, w którym było mnóstwo różnych drzwi. Otworzyłam pierwsze drzwi i zobaczyłam w nich urywki najróżniejszych scen, ale najbardziej zaciekawiła mnie jedna. Widziałam dziewczynę ubraną w jensy i niebieską koszulkę. Jej oczy miały kolor brązowy, a włosy były koloru ciemnego blond. Z dłoni wypływała jej mgła. Po chwili sięgnęła do pasa. Wyciągnęła coś z niego i ścisnęła w moją stronę.
Wtedy się obudziłam i poczułam łupiący ból w głowie.
- Obudziłaś się – usłyszałam jakiś obcy głos.
- Co to za miejsce? – wycharczałam - Gdzie ja jestem?
- W sali chorych – odpowiedział ten sam głos – W Wielkim Domu.
Rozejrzałam się wokoło. Pomieszczenie przypominało szpital. Jednak było troszeczkę mniejsze.
- Jak ja się tu zalazłam? – zapytałam.
- Słyszałam, że po prostu pojawiłaś się na wysokości ok. 2-3 metrów i zrobiłaś sobie niezłego guza, bo spadłaś na kamień. – odpowiedziała na moje pytanie – A przy okazji jestem Juni.
- Cześć, ja nazywam się Monika. – przedstawiłam się – Mam pytanie w jakim kraju jesteśmy?
- W USA, a co? – zdziwiła się
- W USA!? – aż podskoczyłam na łóżku – Niemożliwe!
- A gdzie byłaś zanim cię przeniosło?
- W Polsce, a dokładniej w Krakowie.
- Gdzie jest Polska? – zapytała
- Środkowa Europa
- Europa, no to całkiem nieźle.
Miałyśmy kontynuować rozmowę. Tak fajnie się rozmawiało z Juni. Nagle otwarły się drzwi i ktoś wjechał na wózku inwalidzkim.
- Dzień dobry moje panie, jak się czujecie? – zapytał mężczyzna wjeżdżający do pokoju na wózku.
- Jest o wiele lepiej – odpowiedziała Juni – Chejronie to jest Monika…e… - spojrzała na mnie wyczekująco.
- Pilch – zrozumiałam o co jej chodzi – Jestem Monika Pilch. A pan się nazywa… Chejron? Tak?
- Tak.
- Ten z Grecji?
- Tak.
- Trener Achillesa?
- Można tak powiedzieć.
- Yyyy… Czyli… Wszyscy bogowie, herosi i potwory są prawdziwe? Naprawdę istnieją?
- Tak. Szybko na to wpadłaś.
- Dobra – nie dziwiłam się. Przez całe moje życie widziałam tyle różnych ludzi i zwierząt. Na przykład Natalię, a właściwie kim ona jest do jasnej ciasnej?
- Chejronie, po co pan przyszedł? – zapytała Juni
- Och, chciałem tylko sprawdzić jak się macie. I zaprowadzić was na śniadanie.
- Możemy zostać chwilę, żeby się przebrać?
- Oczywiście, śniadanie jest dopiero za pół godziny. Specjalnie przyszedłem tutaj, aby wam to powiedzieć.
Po 10 minutach, byłam już umyta i przebrana w niebieskie spodnie do kolan i miałam
świeży opatrunek na głowie. Byłam zaskoczona, bo okazało się, że Juni jest o pół głowy mniejsza ode mnie o blond włosach i jasno zielonych oczach. Ubrana była w taki sam podkoszulek, jaki ja dostałam, czyli pomarańczową koszulkę z napisem „Obóz Herosów”. Wyszłyśmy z Wielkiego Domu i stanęłyśmy na ganku. Na balustradzie siedziała wysoka blondynka z książką w identycznej koszulce jak nasze , jednak na szyi miała rzemyk, na którym były nawleczone 10 glinianych koralików, pierścień i naszyjnik z koralu. Mogła mieć około 17 lat. Chyba dopiero nas zauważyła, bo zwróciła głowę w naszym kierunku. Uśmiechnęła się. Zaintrygowały mnie jej oczy. Wpatrywały się we mnie dwie burzowo szare tęczówki (oczy). Były pełne mądrości i widziałam, że próbują wyczytać coś z mojej twarzy. Skupiłam się na niej i nie wiedziałam skąd wiem jak się nazywa.
- Witamy w Obozie Herosów. – powiedziała – Nazywam się…
- Annabeth Chase, – przerwałam zadziwiając ich i siebie – Jesteś córką Ateny.