Rozdział 20.[]
Wiktor Popierdoliło go! Jak śmie mnie oskarżać o cokolwiek?! A co dopiero o zdradę lub kradzież! Uch... Dobra, Wiktor ochłoń trochę. Już. Uff. Dobra, w skrócie: uratowałem Julce życie. Nico zainteresował flakonik, który mam i zaczął robić mi przesłuchanie. Nie jestem zdrajcą, ani złodziejem. Zrozumcie, ja tylko pożyczyłem ressurecting* z izby chorych. Był mi potrzebny. Miałem sen o tym, że będę musiał uratować kogoś przed ostatecznym końcem. Trafiło na Julkę. Podczas moich rozmyślań usłyszałem jak Nico mnie oskarża:
-Ludzie, nie chcę nikogo straszyć, ale Szot ma fiolkę niewiadomego pochodzenie, a akurat ostatnio zginęła podobna fiolka z izby chorych.
Wszystkich zamurowało. Próbowali połączyć fakty. Chyba zaczęli myśleć o zdradzie. Nagle do przodu wyszła Karolina.
-Nie!- krzyknęła, po czym uspokoiła trochę głos.- To... to ja mu dałam tę fiolkę... dostałam ją od pewnej staruszki- zmierzwiła włosy.
Uwierzyli jej.
- * *
Wróciliśmy na statek. Lucy, Lizzy i Johna nadal nie było z nami. Leo stanął przed sterem i powciskał coś na swoim sterze Wii.
-Valdez! Nie możemy jeszcze lecieć! Magic, Diamond i Madness nie ma na statku!- krzyknąłem do niego.
Zaprzestał swojego działania. Wysłał mnie z Karoliną na poszukiwanie owej trójki.
* * *
Szliśmy w milczeniu. Przerwałem ciszę.
-Dziękuję za uratowanie mi skóry- powiedziałem.
-Opowiedz mi- szepnęła.
-Co?- to kompletnie zbiło mnie z tropu.
-Dlaczego zabrałeś wskrzeszenie*?- odparła pytaniem na pytanie.
-Śniło mi się, że będę musiał uratować kogoś skazanego na koniec...- mruknąłem.
Uśmiechnęła się lekko i pocałowała mnie w policzek. Poszła dalej. Dotknąłem dłonią policzka zamurowany, a po chwili pobiegłem za nią.
- ressurecting = wskrzeszenie (łac.)