Riordanopedia

Wydarzenia na Riordanopedii:

CZYTAJ WIĘCEJ

Riordanopedia
Advertisement
Riordanopedia

To już mój siódmy rozdział powieści ,,Syn Nieba".

Zapraszam :-)


Wciąż nie mogłem się opanować. Przez pawie cały dzień chodziłem po obozie w tą i z powrotem, myśląc o tej misji, która mnie czeka.

Zaraz przed zakończeniem spotkania, Chejron wspomniał, że wyruszę wraz z Rachel i Teddem na misję dziś wieczorem. Najgorsze było to, że wyruszam na pewną śmierć. Mama mi mówiła, że mam wielkie moce, ale nie wiem nawet jakie one są, ani jak ich użyć. Zapewne kiedy stanę twarzą w twarz z Uranosem, zrobi ze mnie mokrą plamę, a wtedy zyska moc zdolną zniszczyć cały świat.

Już za jakąś godzinę miałem wyruszyć z moimi towarzyszami do Las Vegas. Chejron wspomniał coś o jakimś Argusie. Mówił, że zabierze nas z Long Island i zostawi na Manhattanie, a wtedy będziemy musieli radzić sobie sami.

Pomyślałem sobie o Tedzie. Chejron wspomniał również, że satyrzy są bardzo potrzebni w misjach, że niby wyczuwają coś... czy jakoś tak. Nasza przyjaźń z Teddem nie rozpoczęła się zbyt przyjemnie. Liczyłem na to, że trochę ją podreperuję.

Jednak bardzo mnie cieszyło, że wyruszę na misję wraz z Rachel. Miałem do niej największe zaufanie. Ciekawiło mnie jednak dlaczego nie chciała uczestniczyć w misji i o czym rozmawiała z Chejronem. Miałem nadzieję, że prędko się o tym dowiem.

Czekało mnie trudne zadanie. Musiałem odbyć długą podróż po Ameryce Północnej, dotrzeć do Vegas, odnaleź sierp Kronosa i wrócić do obozu. A mam zrobić to wszystko, nie dając się zabić przez Uranosa. Poprostu NIEMOŻLIWE do wykonania.

Tak więc już byłem gotowy. Wziąłem mój mały plecak, mapę ameryki i pieniądze, które mi zostały ( ledwo wystarczyłyby na batona ).

Nagle zuważyłem już Rachel zmierzającą w moim kierunku. Zaciekawiło mnie po co jej był ten wielki plecak, w którym zmieściłaby chyba jakieś ogromne... nie wiem, ale poprostu miała wielki plecak. Wyglądała na trochę rozkojarzoną.

- Hej - zawołałem - Jesteś gotowa?

- Tak, jest trochę chłodno - odpowiedziała

- Hę? Nie ważne. To co? - zapytałem - chyba już powinniśmy iść. Zbliża się wieczór.

- Tak, tak. Ja też jestem bardzo niespokojna.

Czy ona wogóle mnie słuchała? Najprawdopodobniej nie. Czułem, że jest myślami gdzie indziej. Nie ważne. Ruszyliśmy w kierunku Wielkiego Domu - do umówionego miejsca na spotkanie.

Ciekawe jak dostaniemy się do Manhattanu. Jaki środek transportu wymyśli ten Argus. Może helikopter, chociaż wątpiłem czy takie tu mają.

Nagle zatrzymaliśmy się przed Wielkim Domem. Zauwarzyłem już Tedda rozmawiającego z... Argusem? Rachel opowiedziała mi też trochę o nim. Że Argus jest szefem ochrony w Obozie Herosów, że jest bardzo przyjazny, ale nic nie wspomniała o tym, że Argus posiada... z pięćdzięsiąt par oczu.

- Och już przyszliście - odezwałał się Tedd - poznaj Argusa, Kenny - zwrócił się do mnie.

- Bardzo mi miło - Argus podał mi rękę, na której były ze dwie pary oczu.

- Mi też bardzo miło - podałem rękę, próbując nie uszkodzić żadnego oka.

- Gotowi? - zapytał Argus - Chodźcie, lecimy! - zawołał

Do kogo było skierowane słowo ,,Chodźcie"? Jednak po chwili się dowiedziałem i to wcale nie sprawiło, że poczułem się lepiej, gdyż na niebie pojawiły się dwa pegazy. Przyfrunęły i stanęły na ziemi.

- Wsiadajcie! - zawołał Argus - to nasz środek transportu.

- Mam wsiąść na pegaza? - zaniepokoiłem się - ale ja...

- Nie martw się - Tedd klepnął mnie po plecach - szybko się nauczysz.

- Chyba, że wcześniej zginę - mruknąłem pod nosem

- Niestety mamy tylko dwa pegazy do dyspozycji - powiedział Argus - Więc niech panienka poleci z Kennym, a satyr ze mną.

- Zaraz, Zaraz! - zawołałem - ale ja nie umiem latać na pegazie, a co jak się o coś roztrzaskam.

- Słyszałeś o powiedzeniu: ,,Co cię nie zabije, to cie wzmocni" - zaśmiał się satyr - więc wystarczy, że się nie zabijesz.

Super. Myślałem, że umrę dopiero za jakieś kilka dni, a tu prosze: nie muszę czekać. Już tylko za kilka minut będę martwy, a wraz ze mną Rachel.

- To chodź, Rachel - powiedziałem

Wdrapałem się na pegaza i wciągnąłem Rachel. Wyglądała jakby była w jakimś transie. Pewnie nawet nie wiedziała, że się o coś roztrzaska z powodu niekompetencji kierowcy ( mówię tu o mnie ). Pewnie nawet nie zauważyła, że wsiadła na pegaza.

- Już jesteś gotowa? - zapytałem, ale nie odpowiadała - Halo, tu Ziemia!

- Co? - nagle się otrząsnęła - Ty będziesz prowadził? Ale ty...

- O, nareszcie się obudziłaś. Już myślałem, że tak będziesz...

Pegaz nagle zarżał i ruszył. Zaczął szybko galopować.

- Kenny, co ty robisz?

- Ja nie wiem. Nic nie zrobiłem.

Pegaz przyśpieszył jeszcze bardziej.

- Kenny zatrzymaj to! - krzyknęła Rachel

- Ale jak!

- Nie wiem! Poprostu coś zrób! Nie wiedziałem co robić. Poruszaliśmy się jeszcze szybciej. Musiałem trzymać się szyji pegaza bardzo mocno, aby tylko nie wypaść. Nagle pegaz wzbił się w powietrze. Lecieliśmy bardzo szybko. Aż się dziwiłem, że jeszcze w nic nie trafiliśmy. Obóz herosów zaczął się coraz bardziej oddalać. Teraz czekał nas tylko lot.


Dzięki za przeczytanie. Piszcie w komentarzach co o tym sądzicie ( nawet te negatywne ). Im więcej komentarzy tym więcej rozdziałów.

Advertisement